piątek, 4 kwietnia 2014

rozdział 6: nie chciałam, żebyś tak cierpiał, uwierz mi, proszę...

Nie wiem jak długo siedziałem na kanapie, czas przestał istnieć w chwili, kiedy położyłaś swoją głowę na moim kolanie i podwijając kołdrę zasnęłaś. Delikatnie przeczesywałem palcami Twoje czekoladowe loki chcąc na zawsze je zapamiętać. Byłaś tak krucha i bezradna, chciałem zamknąć Cię w swoich ramionach i nie wypuszczać. Jak długo człowiek może być beznadziejnie zakochany? Myślałem, że to uczucie przejdzie, tak samo szybko, jak się zaczęło... ale kiedy dałaś mi chociaż cień nadziei zakochałem się w Tobie jeszcze bardziej, choć nie wiem, czy to było możliwe.
Zaczęłaś się wiercić i pojękiwać. Śnił Ci się koszmar i wiedz, że gdybym mógł zabrałbym to cierpienie, byś znów się uśmiechała, byś była szczęśliwa. Wziąłem Cię więc na ręce i starając się iść najciszej przeniosłem do sypialni. Oparłaś głowę o moje ramie, przez co czułem Twój słodki oddech na skórze. Kładąc Cię na łóżko poczułem ścisk w okolicy klatki piersiowej. Z całych sił ściskałaś moją koszulkę, nie chciałaś jej puścić.
- Nie odchodź... - wyszeptałaś ledwo dosłyszalnie z wciąż zamkniętymi oczyma. W tym momencie moje serce ponownie rozpadło się na milion drobnych kawałeczków. Nie byłem w stanie Ci odmówić, po prostu nie umiałem, byłem cały Twój, mogłaś robić ze mną co chciałaś. Zaledwie kilkanaście miesięcy temu piłkę nożną przekładałem ponad wszystko, liczyli się tylko przyjaciele i imprezy, ale Ty odmieniłaś całe moje życie. Powoli, by Cię nie obudzić położyłem się obok. Starałem się nie wyrządzić Ci krzywdy, ponieważ wciąż ściskałaś moją koszulkę. Delikatnie ująłem Twoją dłoń, a ty natychmiast odpuściłaś. Splotłem nasze palce i mocno przytuliłem się do Ciebie. Nie chciałem wracać się po kołdrę, wolałem jak najdłużej mieć Cię w swoich ramionach. Przylegałaś do mnie każdym centymetrem ciała, od stóp, aż po czubek głowy. Czułem jak trzęsiesz się z zimna, jak oddychasz, jak bije Ci serce. Przez tak długi czas byłem samotny, ale pojawiłaś się Ty, diametralnie mnie zmieniając. Podniosłem się na chwilę, by pocałować Cię w czoło. Miałaś delikatną, miękką skórę, której zapach zapamiętam do końca życia. Byłaś wszystkim, czego mogłem pragnąć. Kilkukrotnie, gdy już zasypiałem zaczynałaś się wiercić i szarpać. Przytulałem Cię wtedy najmocniej jak umiałem i szeptałem do ucha, że jesteś bezpieczna. Za którymś razem z rzędu coś wystraszyło Cię na tyle, że obudziłaś się cała spocona, a łzy momentalnie zaczęły spływać Ci po policzkach.
- Hej, hej, co się stało? - zapytałem ledwo przytomny gdy zaczęłaś rzucać się po łóżku. W porównaniu do Ciebie nie zmrużyłem oka na więcej niż piętnaście minut.
- Boję się. - jęknęłaś zdezorientowana. - Co noc śni mi się Eric. - zaczęłaś ocierając łzy. - Ale to nie są zwykłe sny... on mnie obwinia za to wszytko... - chciałaś jeszcze mówić, jednak przerwałem kładąc Ci dłoń na policzku.
- Wiesz, że to nie twoja wina, nie możesz się obwiniać. - kiwnąłem przecząco głową spoglądając w Twoje oczy. - Oboje jesteśmy zmęczeni, prześpij się jeszcze trochę. - westchnąłem z lekkim uśmiechem z powrotem się kładąc. Oczy same mi się zamykały, byłem wykończony tą nocną walką z Tobą. Pierwszy raz czułem się tak słaby, ciało odmawiało mi posłuszeństwa, tak samo jak umysł, który również potrzebował odpoczynku.
- Przepraszam. - szepnęłaś cicho kładąc się obok.
- Za co? - udało mi się znaleźć siłę, by otworzyć jedno oko, które i tak ledwo widziało w egipskich ciemnościach, które panowały w pokoju.
- Za to, że pojawiłam się w twoim życiu. - odparłaś, a po głosie wiedziałem, że znów płaczesz.
- O czym ty mówisz? - w tej chwili byłem naprawdę zdezorientowany, nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.
- Gdybym nie jechała wtedy w tym cholernym pociągu nigdy byś mnie nie spotkał, nigdy byś się we mnie nie zakochał, nie zraniłabym cię, nie musiałbyś cierpieć. - mówiłaś jak w transie, nie przerywając. Łzy coraz szybciej spływały Ci po policzkach. - Marc, uwierz mi, nigdy, ale to nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. - wybuchnęłaś płaczem ujmując moją twarz. Oparłaś swoje czoło o moje i starałaś się głęboko oddychać. Mimo, że ledwo Cię widziałem doskonale wiedziałem jak teraz wyglądasz, jak piękna jesteś nawet wtedy, kiedy płaczesz.
- Błagam, nie płacz. - jęknąłem żałośnie ściskając Twoje dłonie, które wciąż trzymałaś na mojej twarzy. Jedną z nich delikatnie zsunąłem i pocałowałem.
- Nie chciałam, żebyś tak cierpiał, uwierz mi, proszę... powiedz, że mi wierzysz. - mówiłaś jak najęta, cała dygotałaś.
- Oczywiście, że ci wierzę... - rzekłem starając się uśmiechnąć. Dopiero wtedy się uspokoiłaś. Biorąc głęboki oddech odsunęłaś się i usiadłaś. Zaczęłaś ocierać łzy i spięłaś włosy gumką, która leżała na stoliku. Nie mogłem znieść tej ciszy, tak bardzo mnie ona dobijała. W głowie wciąż odtwarzałem to, co się przed chwilą wydarzyło starając się wszystko zrozumieć. Z zamyśleń wyrwałaś mnie Ty kładąc się na mojej klatce piersiowej. Znów miałem Cię w ramionach, mogłem Cię przytulać... po prostu byłaś.
- Dobranoc... - szepnęłaś. Oddychałaś wolniej, nie trzęsłaś się, uspokajałaś się słuchając bicia mojego serca, aż w końcu zasnęłaś. Zrobiłem to samo.

Od autorki: Na początku, dedykuję ten rozdział mojej kochanej Minizie, której obiecałam coś w tym rozdziale, jednak muszę ją przeprosić: obiecuję, że pojawi się to w następnym! Mam nadzieję, że post się podoba, bo ja uroniłam nie jedną łezkę. Wiem, że jest bardzo, ale to bardzo krótki, jednak nie chciałam psuć tego klimatu i magii. Chciałabym również z całego podziękować za wszytskie komentarze, jesteście wspaniałe! <3 Pozdrawiam i do napisania, Laurel!
P.S. Zapraszam na prolog na una-obsesion.blogspot.com !



11 komentarzy:

  1. O mamciu! Magiczne, piękne, wspaniałe!
    Marc obchodzi się z nią jak z taką maleńką laleczką z porcelany i to jest słodkie!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę pocałunek! :-) Szkoda mi Marc'a, bo widać jak chłopak się stara, przez co cierpi. Jest zakochany po uszy, ale musi dać dziewczynie czas- takie rany leczą się na prawdę długo.
    Pozzdrawiam i mam nadzieję, że dodasz szybko nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Płaczę :CC to takie cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  4. "Nie odchodź..." *____*
    ahgsdjdjabsfkjzdsja, genialne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejj.. to takie słodkie <3
    Rozczuliłam się <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten rozdział jest magiczny i słodki. ♥ Marc bardzo kocha Rose i zrobi wszystko żeby dziewczyna znowu się uśmiechała i była szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Smutne to, ale muszą żyć dalej bez Erica. On na pewno nie obwiniałby ani Rose ani Marca i chciał dla nich jak najlepiej. Piękne to! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaki smutny, a zarazem słodki rozdział. Uwielbiam ich. Marc taki czuły, ahh. Rozmarzyłam się. Z niecierpliwością czekam nn. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku, jakie to jest piękne. Cudowny jest klimat tego opowiadania, ale ten rozdział ma wyjątkowy nastrój.
    Marc tak bardzo się stara. Tak mi go szkoda. Bo on przecież kocha Rose, ale ona tego nie odwzajemnia. Zresztą nie możemy się jej dziwić. Straciła ukochanego, więc musi cierpieć. Marc stracił brata. i chyba właśnie to może ich połączyć. To cierpienie i ból po stracie.
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  10. ojeju, jakie to jest słodkie <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy