piątek, 21 marca 2014

rozdział 5: zostaniesz ze mną?

Tak! W końcu trener wystawił mnie w pierwszym składzie. Poprawiłem się na treningach, więc zostałem nagrodzony. Jakby tego było mało po rzucie wolnym wykonywanym przez Fabregasa udało mi się zdobyć gola! Szybko podbiegłem do linii bocznej i rzucając się na kolana spojrzałem w niego szepcząc kilkukrotnie imię brata.
- Tęsknię za tobą. - rzekłem do siebie ocierając pojedynczą łzę z policzka, a zaraz potem poczułem rzucających się na mnie kolegów z klubu. Czułem się cudownie! W końcu zagrałem udany mecz, strzeliłem gola i mogłem zadedykować go Ericowi, który spoglądał na mnie z nieba.
Pakując ostatnie rzeczy do torby usłyszałem dźwięk telefonu. W szatni panował zgiełk i hałas, wszyscy mieli dobre humory, niektórzy nawet śpiewali. W pewnym momencie Gerard i Cesc w ręcznikach wybiegli z łazienki i zaczęli tańczyć coś niezidentyfikowanego, a reszta im śpiewała. Uśmiechając się wyszedłem z szatni i odebrałem telefon.
- Słucham? - zapytałem na tyle głośno, by przekrzyczeć wyjących chłopaków.
- Cześć Marc, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - usłyszałem głos Eleny, Twojej przyjaciółki. Od razu przed oczami pojawiła mi się jej burza rudych loków i duże, ciekawe wszystkiego piwne oczy.
- Nie, jest okej, właśnie miałem wychodzić z chłopakami. Coś się stało? 
- Rose coś odwaliła. - jęknęła, wiedziałem, że płacze. - Dzwonił do mnie przed chwilą Pierre z 'Rêves Français' i prosił, żebym przyjechała po Rose, a ja jestem właśnie u rodziny w Valencii. - dodała.
- Nie ma sprawy, załatwię to, tylko wyślij mi adres tego baru, zgoda? - na tym zakończyliśmy rozmowę. Pobiegłem po torbę, przeprosiłem chłopaków i odbierając sms od Eleny wyjechałem z parkingu i skierowałem się w stronę baru. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać, nie wiedziałem co w ogóle myśleć o tej całej sytuacji. Nigdy nie piłaś, przynajmniej ja tego nie widziałem. Przed wyjściem chłopcy protestowali, jednak w takiej sytuacji nie mieli nic do gadania. Musiałem Ci pomóc, to było najważniejsze.
~*~
Spokojnym, lecz zdecydowanym krokiem przemierzałem parking, by po chwili znaleźć się u progu baru, o epickiej nazwie francuskie sny. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy była Twoja drobna sylwetka opierająca się o bar. Trzymałaś w dłoni kolejny kieliszek wódki, ledwo trzymając się na miejscu. Dookoła Ciebie stał niemały wianuszek adoratorów, którzy namawiali Cię, do wypicia kolejnej kolejki. Kiedy dłoń jednego z nich wylądowała na Twoich plecach pięści zacisnęły mi się tak mocno, że kostki mi zbielały.
- Ej, panowie! - krzyknąłem dosłownie wdzierając się między nich. - Koniec tego dobrego! - dodałem.
- A ty kto? - zdziwił się jeden z nich zaciskając zęby, na pierwszy rzut oka było widać, że chce mi przyłożyć. 
- Ktoś kogo zapamiętasz do końca życia. - odparłem będąc już na skraju kulturalnego zachowania. Przewyższałem go prawie o głowę, jednak nie dawał za wygraną. 
- Chcesz się bić smarkaczu? - syknął. - Ta dziewczyna obiecała mi już niespodziankę, nie zrezygnuję z niej. - dodał uśmiechając się. Tego już nie zdołałem wytrzymać. Dosłownie rzuciłem się na niego porządnie obijając mu gębę. 
- Marc! Przestań! - usłyszałem Twój głos. Wstałaś z krzesła i zataczając się podeszłaś do nas. Dotknęłaś mojego ramienia na znak, bym wstał z tego kretyna, co zrobiłem niechętnie. Facet odwrócił się na bok i trzymał się za krwawiący nos. Na domiar tego będzie miał niezłe limo pod okiem, z czego byłem wręcz zadowolony. Jedyne, co mnie dręczyło to niespodzianka, którą mu obiecałaś. Po raz pierwszy w życiu miałem ochotę się na Ciebie wydrzeć! Kompletnie nie rozumiałem Twojego zachowania.
- Co to miało do jasnej cholery być?! - zapytałem łapiąc Cię za łokieć byś szybciej wyszła z baru. 
-  A na co ci to wyglądało? Powstrzymałam cię przed zabiciem tego kolesia. - odparłaś wzruszając ramionami. - Co ty tu tak w ogóle robisz?
- Nie zmieniaj tematu. Nie pytam o to. Co mu obiecałaś? - syknąłem robiąc krok w Twoim kierunku. Milczałaś przez dłuższą chwilę gapiąc się w swoje buty. - Pytam się o coś! 
- Nie twoja sprawa. - odparłaś ledwo dosłyszalnie. 
- Nie moja? - podniosłem brwi. - Zgoda, niech ci będzie. Wracaj do tego ciula i rób co chcesz. - zakończyłem odchodząc do samochodu. Wszystko we mnie wrzało, chętnie sam bym tam wrócił i mocniej mu przyłożył. W tej chwili byłam tak cholernie na Ciebie wściekły, że nie pojęłabyś tego. 
- Marc! Zaczekaj! - usłyszałem. Odwracając się rozłożyłem ramiona z rezygnacją, a wtedy Ty wtuliłaś się we mnie łkając. Na początku nie miałem zamiaru odwzajemnić gestu, jednak kiedy mocniej mnie ścisnęłaś poddałem się.- Przepraszam. - wyszeptałaś chowając twarz w moje ramię. 
Dygotałaś, zapewne nie tylko z zimna. Wziąłem Cię na ręce, wpakowałem na tylne miejsce samochodu i odjechałem z parkingu kierując się w stronę Twojego mieszkania. Co chwilę zerkałem w lusterko, by sprawdzić jak się czujesz. Opierałaś się o szybę i chyba spałaś. Po głowie wciąż chodziły mi słowa tego gnojka, nawet nie zauważyłem jak mocno ściskałem kierownicę, do czasu aż poczułem mrowienie w palcach. 
W końcu dojechaliśmy. Powoli otworzyłem drzwi i wziąłem Cię na ręce, wcześniej wyjmując klucze z Twojej torebki. Po wejściu do mieszkania położyłem Cię na kanapie i zaraz pobiegłem do łazienki po jakieś wiadro. Wiedziałem czym do się skończy. Nie zdążyłem jednak. Kiedy przyszedłem już stałaś nad zlewem i wymiotowałaś. 
- Wszystko dobrze? - zapytałem dotykając Twojego ramienia. Jedynie pokiwałaś przecząco głową i znów zwymiotowałaś. - Powiesz mi po co piłaś? - skrzyżowałem ręce i oparłem się o blat obok zlewu. 
- A jak myślisz? - odparłaś łapiąc oddech i trzymając się za głowę. 
- Szczerze? Nie pojmuję twojego rozumowania. - prychnąłem odkręcając zlew. Zaczęłaś grzebać w szafce, aż w końcu znalazłaś jakieś tabletki, nalałaś sobie wody i po połknięciu wróciłaś na kanapę. Wyglądałaś naprawdę strasznie. Miałaś zaczerwienione oczy, byłaś blada i zmarznięta. Przyniosłem z sypialni kołdrę i okryłem Cię nią.
- Zostaniesz ze mną? - jęknęłaś podciągając kołdrę pod głowę. 
- Jasne. - uśmiechnąłem się lekko, jednak nie wiedziałem co o tym myśleć. 

Od autorki: No, to kolejny rozdział, przepraszam, że tak krótki, ale postanowiłam podzielić go na dwa posty, mam nadzieję, że się podoba. Co sądzicie o losowaniu LM? Ja jestem zadowolona, mam nadzieję, że tym razem Real da popalić Bvb! No, to do napisania, Laurel!
PS. Jeżeli ktoś nie przeczytał, zapraszam na epilog resumen-de-la-vida!

16 komentarzy:

  1. Niemądre posunięcie ze strony Rose. Jak ona mogła zatopić smutki w alkoholu? To na serio bardzo zły pomysł. Dobrze, że Marc w porę pojawił się i powstrzymał tego typka, bo mogło to się skończyć o wiele gorzej. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojjjjj. No ładnie ładnie. Rosie się nawaliła, a Marc musiał ją wyrywać z podejrzanego towarzystwa. Dobrze jednak, że zdąrzył i do niczego nie doszło.
    Tak mi żal Marc'a, że nawet nie masz pojęcia :-) Zakochany i mogący zrobić dla dziewczyny chyba wszystko! Chciałabym, żeby kiedyś ktoś mnie tak pokochał :-) Coś niesamowitego.
    Niestety z tyłu głowy dziewczyna wciąż ma Eric'a, który zbyt wcześnie odszedł i pozostawił ją w żałobie. Czas jednak mimo wszystko leczy rany.
    Pozdrawiam i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Marc obrońca! A ten typek to zwykła świnia i cham, który czyhał na pijaną dziewczynę. Ale po co ona poszła się upić?
    Na szczęście na ratunek przybył SuperBartra i dał sobie radę!
    Nie mogę doczekać się kolejnego! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rose, Rose, Rose co sie z tobą stało, jeszcze ta "niespodzianka" ugh, dobrze, że Marc tam wpadł, bo chyba jej koleżanka by temu nie podołała, ale chyba zapłaciła za swoje czując bliskość z zlewem. I to słodkie pytanie czy zostanie z nią, zawsze mnie rozczula :) Czekam nn.
    Zapraszam na nowy rozdział:
    http://yo-estoy-bien.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Rose znalazła ukojenie w alkoholu, ale to przecież takie normalne. Wiele osób tak właśnie robi. Niewiele osób ma takie szczęście jak Rose, która "ma" Marca. Jak na razie całkiem dobrze to wykorzystuje :D
    Przy okazji zapraszam na nowość na closed-for-love.blogspot.com
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  6. Echh Rose... Topić smutki w alkoholu, to mogło skończyć się dużo gorzej. Całe szczęście pojawił się Marc, na którego Rose zawsze może liczyć.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. :*
    Zapraszam na nowość u mnie: http://cada-dia-pienso-en-ti.blogspot.com/
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  7. Alkohol nie jest żadnym rozwiązaniem. Mam nadzieję, że był to jednorazowy wybryk i Rose nie będzie brnęła w stronę autodestrukcji i Marc pomoże jej się chociaż trochę ogarnąć.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny!
    Serdecznie zapraszam do siebie na drugi rozdział!
    http://deniaal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Też mam nadzieję, że szwaby polegną xD
    A co do rozdziału to jestem rozczulona zachowaniem Marca <3
    To słodkie, że jej pomaga, nie wspominając już o golu dla brata *o*

    OdpowiedzUsuń
  9. Czemu każdy Twój rozdział musi być tak świetny, że mogłabym czytać go w nieskończoność?
    Dobrze, że Rose ma Marca, bo gdyby nie on to wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej...
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Może i alkohol nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale pozwala choć na chwilę zapomnieć, a Rose z pewnością jest już wyczerpana ciągłym myśleniem o utraconych marzeniach, zniszonym życiu i przyszłości, o tym, że już nigdy więcej nie zobaczy Ericka...
    Mark jest tak bardzo cudowny! < 3

    OdpowiedzUsuń
  11. Popieram zdanie Madridistki. Alkohol nie pomaga, ale chwilowo pozwala zapomnieć o problemach. Elena ma zwichrowane nerwy i jeszcze nie doszła do siebie po śmierci Erica. Nie wiem co ja bym zrobiła na miejscu Marca i naprawdę nie zazdroszczę mu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam na nowość :))
    http://bo-ksiezniczka-jest-tylko-jedna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Oooooooo, Marc jaki pomocny chłopaczek. Smuci mnie to opowiadanie mega ;c PRZESTAŃ TAK CUDOWNIE PISAĆ MISIU :(((

    OdpowiedzUsuń
  14. Francuskie sny, dobre sobie. Właśnie widzę, jakie piękne rzeczy się w tym barze odbywają. Tak bardzo szkoda mi Rose. Musi cierpieć. Okropnie cierpieć. Stracić ukochanego człowieka w dniu ślubu. Może to zabrzmi kretyńsko i banalnie, ale ona musi nauczyć się żyć bez niego. Jakoś. Teraz pojawił się alkohol. Dlaczego? To proste, zwyczajnie nie dawała już rady, chciała zapomnieć. Być może się udało. Ale tylko na chwilę. A to do niczego nie prowadzi.
    A Marc wcale nie wie, jak jej pomóc. Chociaż bardzo by chciał.
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  15. ah, znowu z poślizgiem, ale jednak dotarłam. mam tyle zaległości, że po prostu nie wyrabiam ostatnio a i coraz trudniej sklecić mi jakąś niebanalną odpowiedź. wybacz lakoniczność wypowiedzi, ogranicze się do tego, że rozdział jak zwykle wyszedł Ci świetny, taki poruszający. uwielbiam tego bloga, uwielbiam tą historię, chociaż wcale nie jest wesoła.
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Liczę na to, że Rose z czasem jednak da szansę Marcowi, bo widać, że on bardzo ją kocha.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy