środa, 30 kwietnia 2014

rozdział 8: nie chcę żebyś żałowała

Ciągnąc walizkę podążałem za Tobą do samochodu. Włożyłem walizkę do bagażnika i usiadłem na miejscu pasażera. Obserwowałem, jak trzęsącymi dłońmi zapinasz pasy i ruszasz. Żadne z nas, przez całą drogę nie odezwało się słowem. Wciąż czułem słodki smak twoich słodkich ust, w myślach w kółko odtwarzałem tę chwilę. Nie zwróciłem uwagi, kiedy zaparkowałaś przed akademikiem. Mogłaś pozwolić sobie na takie luksusy jak mieszkanie czy miejsce na parkingu, bo studiowałaś na prywatnej uczelni.
- Wychodzisz, czy tutaj zostajesz? - zapytałaś lekko się uśmiechając. Szybko wyszedłem i pobiegłem za Tobą do mieszkania. Otworzyłaś drzwi wpuszczając mnie do środka. Rozejrzałem się dookoła.
- Zrobiłaś małe przemeblowanie. - zauważyłem. 
- Tak, miałam wenę. - parsknęłaś. - Tak więc, mam tutaj sałatkę i rybę. - oznajmiłaś wskazując na miskę i piekarnik. 
- Aż zgłodniałem. - odparłem opierając się o blat obok Ciebie. 
- W takim razie weź z półki talerze, a tam w szufladzie są sztućce i nakryj do stołu. - poleciłaś, a ja zasalutowałem i wziąłem się do roboty. Obserwowałem każdy Twój ruch, gdy mieszałaś sałatkę czy wyciągałaś z piekarnika rybę. Po chwili podeszłaś do stołu, położyłaś jedzenie na podstawkach i oparłaś się o krzesło. - Pójdę się przebrać i zaraz jestem, możesz już zacząć jeść, żeby nie wystygło. - uśmiechnęłaś się, po czym zniknęłaś w sypialni. Doświadczenie nauczyło mnie, żebym nie gapić się przez uchylone drzwi, więc nawet się nie odwróciłem. Nałożyłem na talerz rybę i sałatkę.
- Smacznego. - usłyszałem za sobą Twój głos. 
- Nawzajem. - usiadłaś na przeciw w czarnym dresie i zabrałaś się za jedzenie, zrobiłem to samo. Nagle usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Przeprosiłem i wstałem od stołu, po czym podszedłem do okna.
- Słucham? 
- Marc, gdzie jesteś? Czekamy z tatą na ciebie z obiadem. - usłyszałem zmartwiony głos matki. Na śmierć o tym zapomniałem!
- Boże, mamo, przepraszam. Zapomniałem! - zagryzłem wargi. - Jestem u Rose, pomagam jej z...
- Dobrze, nie tłumacz się. Skoro jesteś u Rose, nic się nie stało. Kocham cię. - w tym momencie matka zakończyła rozmowę. Włożyłem telefon do kieszeni i usiadłem. 
- Coś się stało? - zapytałaś z pełną buzią sałatki na co szeroko się uśmiechnąłem. Gdy zdałaś sobie sprawę o co chodzi zasłoniłaś usta dłonią i lekko się zarumieniłaś.
- Mama dzwoniła, pytała się gdzie jestem, ale wszystko jest okej. Ap ropo, nie wiedziałem, że potrafisz tak gotować. - parsknąłem.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - uśmiechnęłaś się uroczo. Gdy skończyliśmy jeść pomogłem posprzątać ci po obiedzie.
                                                                              ~*~
- Jak tam na uczelni? - zapytałem siadając na kanapie. 
- A, bardzo dobrze, kamera bardzo się przydaje... zaproponowano mi pracę na planie jakiegoś filmu, będzie kręcony w wakacje, mam być... asystentką od spraw technicznych. - oznajmiłaś lekko się zamyślając nad ostatnimi słowami. Kiwnąłem powoli głową spoglądając na Ciebie z szerokim uśmiechem. - Nie śmiej się! To poważna sprawa! - uderzyłaś mnie poduszką.
- Nie śmieje się! Po prostu...
- Po prostu? - uniosłas brwi.
- Dobra, śmieje się. - odparłem, po czym znów oberwałem poduszką. - No, ej, za co to?! Jestem szczery! - rozłożyłem ręce w geście rezygnacji. 
- Mhm, czasami aż za bardzo. - odparłaś wciąż się uśmiechając. - Co robimy? - zapytałaś wygodnie się układając. - Oglądamy coś? - spojrzałem na Ciebie zdziwiony, chciałem powiedzieć, że muszę lecieć, ale kiedy sama to zaproponowałaś, to czemu nie. W środku coś wierciło mi dziurę, żeby zapytać dlaczego nic nie mówisz o tym, co stało się na lotnisku, ale... mógłbym wciąż wpatrywać się w Twój uśmiech, nie chciałem, by zszedł Ci z twarzy. 
- Jasne, a co masz fajnego? - wstałaś i podeszłaś do szafki obok telewizora. Po kilku sporach wybraliśmy jakąś komedię. 
- Załącz, a ja zrobię popcorn. - oznajmiłaś podając mi płytę. Podczas gdy ja starałem się zapoznać z pilotem do obsługi, ty włożyłaś paczkę kukurydzy do mikrofalówki, a już po kilkudziesięciu sekundach wysypałaś po miski popcorn. Położyłaś naczynie na stole i podeszłaś do okna, gdzie zasłoniłaś rolety. W pomieszczeniu zapanował mrok.
- No jasne, teraz gówno widzę. - skrzywiłem się. 
- Bo ty sierota jesteś. - odparłaś wyrywając mi pilot. Szybko załączyłaś film, a ja siedziałem na kanapie próbując dojść do wniosku jak szybko to zrobiłaś. Usiadłaś obok mnie po turecku i wzięłaś miskę z popcornem.
Kiedy jeden z bohaterów filmu zmarł łzy spływały Ci po twarzy. nie wiedziałem co powiedzieć... nie miałem pojęcia, ze w tym filmie jest coś takiego. 
- Trzymasz się? - zapytałem starając się uśmiechnąć. Spojrzałaś na mnie przechylając głowę na bok. Ledwo widziałem Cię w tych ciemnościach, ale zauważyłem, że się do mnie zbliżasz. Nagle się zatrzymałaś. 
- Nie mam pojęcia, czy to co robię jest dobre, ale... nie chcę na razie myśleć o konsekwencjach. - wyszeptałaś. Jedyne co mogłem zrobić, to kiwnąć głową. Poczułem Twoje drżące usta na swoich. Byłaś tak niepewna, wręcz zagubiona. Położyłaś dłoń na moim policzku i przysunęłaś się jeszcze bliżej. Całowałem Cię coraz śmielej, bardziej namiętnie. Powoli wsunęłaś język w moje usta, w tym samym czasie siadając na mnie. Wsunąłem dłonie pod Twoją koszulkę zataczając opuszkami palców małe kręgi na plecach i brzuchu. Miałaś gęsią skórkę i z trudem oddychałaś.
- Nie chcę żebyś żałowała. - powiedziałem odrywając się na chwilę od Ciebie. Spuściłem głowę nie chcąc patrzeć Ci w oczy.
- Nie będę żałować. - odparłaś unosząc palcem moją głowę, po czym znów mnie pocałowałaś. Guzik po guziku odpinałaś moją koszulę. Zaczęłaś całować mnie po szyi, powoli zjeżdżając w dół. Odchyliłem głowę czując Twoje usta na obojczyku, później na klatce piersiowej. Zrzuciłaś z siebie dresową bluzę zostając tylko w staniku. Kiedy Cię podnosiłem objęłaś nogami moje biodra. Po omacku próbowałem trafić do sypialni. Gdy to się udało położyłem Cię na łóżku. Złapałem Twoje nadgarstki i przytrzymałem po obu stronach głowy. Całowałem Cię po całym ciele rozkoszując się każdą sekundą. Cicho jęknęłaś kiedy jednym ruchem ściągnąłem Twoje spodnie. Wróciłem do Ciebie, do Twoich ust, których od tak dawna pragnąłem. Czułem Twoje ręce szarpiące się z paskiem jeansów. Kiedy w końcu Ci się to udało zdjąłem resztę ubrań. Zawisłem nad Tobą, spoglądając głęboko w Twoje oczy. Oboje ciężko oddychaliśmy. Położyłaś dłonie na moje łopatki i przyciągnęłaś mnie do siebie. Kiedy powoli w Ciebie wchodziłem wbiłaś paznokcie w moje ciało i odchyliłaś głowę, a ja całowałem Cię po szyi.
- Marc! - krzyknęłaś nagle, a ja poczułem kropelki krwi spływające po moich łopatkach. Sapnąłem starając się złapać oddech. Ścisnąłem pościel tak mocno, że kostki mi zbielały. Poruszałem się coraz szybciej, cały czas patrząc Ci w oczy. Podniosłaś się i wpiłaś w moje usta. Zakręciło mi się w głowie. Chciałem, by ta chwila nigdy się nie kończyła. 

Od autorki: Nie, nie wierzę, że to zrobiłam. Ale to był impuls i pod wpływem Nandos i Minizy tego nie usunęłam, zawdzięczacie to tylko im! Rozdział zostawiam Wam do oceny. Chciałam tylko powiedzieć, że jeszcze tylko dwa rozdziały, epilog i żegnamy się niestety z tą historią. Pozdrawiam i do napisania, Laurel.

niedziela, 20 kwietnia 2014

rozdział 7: to ty dałeś im nadzieję

Od tego pamiętnego wieczoru minął ponad tydzień. Rano zjedliśmy śniadanie, a później tak po prostu wyszedłem. Wielokrotnie wracam myślami do tej nocy, lecz serce boli za każdym razem. Chcę znów trzymać Cię w ramionach, zasypiać i budzić się przy Tobie, już zawsze. Wczoraj wyjechaliśmy z drużyną na finał Pucharu Hiszpanii. Byliśmy w dobrej myśli. Rano, na śniadaniu, gdy siedziałem przy stoliku w jadalni z Cristianem, Gerardem i Andresem zadzwoniłaś Ty. Byłem w niebie, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłem Twoją uśmiechnięta twarz. To zdjęcie zrobiłem w dniu, gdy Hiszpania wygrała Euro 2012, na policzku miałaś namalowaną flagę i koszulkę reprezentacji na sobie. Przeprosiłem kolegów podchodząc do okna i odebrałem.
- Cześć, Rose - przywitałem się opierając się o parapet i spoglądając przez okno.
- Hej. Dzwonię żeby życzyć Ci powodzenia dzisiaj. Trzymam mocno kciuki. - usłyszałem.
- Dziękuję. Miło, że dzwonisz. - odparłem zagryzając dolną wargę.
- Chciałam cię jeszcze przeprosić, że się nie odzywałam, ale miałam zaliczenia w zeszłym tygodniu. Bardzo dziękuję za kamerę. - rzekłaś, a ja od razu wyobraziłem sobie, jak biegasz z nią po parku i się śmiejesz.
- Już mówiłem, że ci się należała. Chcę widzieć rezultaty, jak przyjadę.
- Nie ma sprawy. Muszę kończyć, bo Elena po mnie przyszła. Liczę na was. - parsknęłaś, a ja w słuchawce usłyszałem głos Twojej przyjaciółki, która próbowała śpiewać piosenkę lecącą w radiu.
- Zaczekaj. - jęknąłem zdając sobie sprawę, że chcesz zakończyć rozmowę. - Nie rób niczego głupiego, nie będę mógł przyjechać tak szybko. - dodałem, a ty parsknęłaś śmiechem.
- Nie martw się. Powodzenia. - zakończyłaś. Wróciłem do stolika, by dokończyć sałatkę.
- Myślałem, że dałeś sobie spokój z Rose. - zagaił Cristian, za co oberwał w potylicę od Gerarda. Nie odpowiedziałem przyjacielowi, tylko upiłem łyk kawy.
~*~
Ostatni wdech i wydech, ostatnie spojrzenie na wnętrze tunelu, ostatnia sekunda spokoju. Weszliśmy na murawę, by wysłuchać hymn Hiszpanii, po którym rozpoczął się mecz. Pierwszą połowę, która przegraliśmy 0:1 pamiętam jak przez mgłę. Nie wiedzieć dlaczego nie byliśmy sobą, daliśmy Madrytczykom za dużo przestrzeni i luzu. Martino podczas przerwy w szatni dawał nam wskazówki, mówił o kibicach, o radości jaką im sprawimy... na murawę wyszliśmy w bojowych nastrojach, pełni wiary i nadziei. Kiedy z korneru Xavi dośrodkował piłkę chciałem zrobić wszystko, by pomóc mojemu klubowi. Udało mi się! Strzeliłem gola! Strzeliłem go w tak ważnym momencie! Chłopcy skoczyli na mnie, w tej chwili byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a gola oczywiście zadedykowałem Ericowi, którego imię miałem napisani na dłoni. Podbiegłem do jednej z kamer wskazując na nią. Niestety, ta chwila nie trwała długo. W osiemdziesiątej szóstej minucie wszystko dobiegło końca. To przeze mnie przegraliśmy! Nie zdołałem wygrać pojedynku z Garetem Bale'm, który strzelił drugiego gola. Upadłem na murawę i zasłoniłem twarz dłońmi. To nie mogło się stać... Oczywiście walczyliśmy do ostatniej minuty, ale po końcowym gwizdku byłem wyczerpany. Chciało mi się płakać... Po odebraniu medalu pocieszenia wróciłem na murawę, przykucnąłem i ze łzami w oczach spoglądałem na Ikera Casillasa podnoszącego puchar, który mógł należeć do nas. Gdy zawodnicy Realu zeszli na murawę zaczęliśmy znikać w tunelu. Lekko się uśmiechnąłem, jednak w środku wciąż chciało mi się krzyczeć i płakać. Podszedłem do Sergio Ramosa, by pogratulować.
- Świetny mecz. - zaczął. - Masz przed sobą świetlaną przyszłość.
- Dzięki. Nie wpakuj pucharu pod autobus. - prychnąłem, na co obrońca się zaśmiał. Pogratulowałem pozostałym kolegom z reprezentacji i również zszedłem do szatni.
~*~
Następnego dnia emocje opadły, a my po śniadaniu i krótkim spacerze udaliśmy się na lotnisko, by wrócić do Barcelony. W samolocie już nie mogłem patrzeć na nagłówki gazet ze zdjęciami z meczu. Widząc pochlebne opinie na mój temat zdziwiłem się, w końcu to przez mój błąd możemy zapomnieć o pucharze.
- Ej, głowa do góry. - szturchnął mnie z Cristian, który siedział obok. - Uratowałeś nam nie raz dupę i zagrałeś świetny mecz. Nie obwiniaj się. - oznajmił z uśmiechem, po czym założył słuchawki i zasnął.Nie wiedziałem co myśleć o tym wszystkim, po chwili poszedłem w ślady Cristiana.

Po kilkudziesięciu minutach lotu rozespani wysiedliśmy z samolotu i udaliśmy się każdy w swoją stronę. Kiedy w budynku czekałem na bagaż usłyszałem swoje imię. Ledwo zdołałem się odwrócić, kiedy Ty przytuliłaś się do mnie.
- Cześć. - przywitałaś się z uśmiechem na twarzy.
- Co tutaj robisz? - zdziwiłem się, jednak nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.
- Chciałam cię osobiście przywitać po wspaniałym meczu.
- Wspaniałym? Chyba go nie oglądałaś... to było fatalne, przeze mnie przegraliśmy. - odrzekłem szarpiąc za rączkę torby.
- Co ty wygadujesz? To był wspaniały mecz w twoim wykonaniu! To właśnie ty dałeś im nadzieję na wygraną. Kibice cię uwielbiają. - dotknęłaś mojego ramienia. Otworzyłem usta, by odpowiedzieć, jednak stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Stanęłaś na palcach, z dłonią na policzku i lekko musnęłaś moje usta. Serce podskoczyło mi do gardła, nie mogłem wydusić z siebie słowa. To było coś magicznego, czego nigdy nie zapomnę. Całowałem się z wieloma dziewczynami, ale to było coś wyjątkowego!
- Przepraszam. - szepnęłaś nagle, zdziwiona najwyraźniej swoim czynem. - Nie, nie powinnam... nie powinnam... - zagryzłaś usta rozglądając się dookoła.
- Tak, masz rację, to ja powinienem. - odparłem obejmując Cię. Złożyłem na Twoich ustach tak delikatny i czuły pocałunek, bojąc się, że uciekniesz, że już nigdy Cię nie zobaczę, czego bym nie przeżył. W końcu, po długich sekundach oczekiwania odwzajemniłaś pocałunek.
- Em... - odsunęłaś się dotykając palcami swoich ust. - Zrobiłam obiad, może chciałbyś wpaść? - zapytałaś niepewnie, jakby sama nie wierzyłaś w swoje słowa. Kiwnąłem tylko głową.

Od autorki: Oh, ah, zrobiło się słodko z tym siódmym rozdziałem. Mam nadzieję, że się podoba! Przez ostatnie dni byłam w niebie w związku z wygraną Realu w Pucharze Króla no i oczywiście w związku z przepięknym golem Marca! Jestem z niego dumna <3 Osobiście rozdział w miarę mi się podoba, ale pozostawiam go Waszej ocenie. Pozdrawiam i do napisania, Laurel!

piątek, 4 kwietnia 2014

rozdział 6: nie chciałam, żebyś tak cierpiał, uwierz mi, proszę...

Nie wiem jak długo siedziałem na kanapie, czas przestał istnieć w chwili, kiedy położyłaś swoją głowę na moim kolanie i podwijając kołdrę zasnęłaś. Delikatnie przeczesywałem palcami Twoje czekoladowe loki chcąc na zawsze je zapamiętać. Byłaś tak krucha i bezradna, chciałem zamknąć Cię w swoich ramionach i nie wypuszczać. Jak długo człowiek może być beznadziejnie zakochany? Myślałem, że to uczucie przejdzie, tak samo szybko, jak się zaczęło... ale kiedy dałaś mi chociaż cień nadziei zakochałem się w Tobie jeszcze bardziej, choć nie wiem, czy to było możliwe.
Zaczęłaś się wiercić i pojękiwać. Śnił Ci się koszmar i wiedz, że gdybym mógł zabrałbym to cierpienie, byś znów się uśmiechała, byś była szczęśliwa. Wziąłem Cię więc na ręce i starając się iść najciszej przeniosłem do sypialni. Oparłaś głowę o moje ramie, przez co czułem Twój słodki oddech na skórze. Kładąc Cię na łóżko poczułem ścisk w okolicy klatki piersiowej. Z całych sił ściskałaś moją koszulkę, nie chciałaś jej puścić.
- Nie odchodź... - wyszeptałaś ledwo dosłyszalnie z wciąż zamkniętymi oczyma. W tym momencie moje serce ponownie rozpadło się na milion drobnych kawałeczków. Nie byłem w stanie Ci odmówić, po prostu nie umiałem, byłem cały Twój, mogłaś robić ze mną co chciałaś. Zaledwie kilkanaście miesięcy temu piłkę nożną przekładałem ponad wszystko, liczyli się tylko przyjaciele i imprezy, ale Ty odmieniłaś całe moje życie. Powoli, by Cię nie obudzić położyłem się obok. Starałem się nie wyrządzić Ci krzywdy, ponieważ wciąż ściskałaś moją koszulkę. Delikatnie ująłem Twoją dłoń, a ty natychmiast odpuściłaś. Splotłem nasze palce i mocno przytuliłem się do Ciebie. Nie chciałem wracać się po kołdrę, wolałem jak najdłużej mieć Cię w swoich ramionach. Przylegałaś do mnie każdym centymetrem ciała, od stóp, aż po czubek głowy. Czułem jak trzęsiesz się z zimna, jak oddychasz, jak bije Ci serce. Przez tak długi czas byłem samotny, ale pojawiłaś się Ty, diametralnie mnie zmieniając. Podniosłem się na chwilę, by pocałować Cię w czoło. Miałaś delikatną, miękką skórę, której zapach zapamiętam do końca życia. Byłaś wszystkim, czego mogłem pragnąć. Kilkukrotnie, gdy już zasypiałem zaczynałaś się wiercić i szarpać. Przytulałem Cię wtedy najmocniej jak umiałem i szeptałem do ucha, że jesteś bezpieczna. Za którymś razem z rzędu coś wystraszyło Cię na tyle, że obudziłaś się cała spocona, a łzy momentalnie zaczęły spływać Ci po policzkach.
- Hej, hej, co się stało? - zapytałem ledwo przytomny gdy zaczęłaś rzucać się po łóżku. W porównaniu do Ciebie nie zmrużyłem oka na więcej niż piętnaście minut.
- Boję się. - jęknęłaś zdezorientowana. - Co noc śni mi się Eric. - zaczęłaś ocierając łzy. - Ale to nie są zwykłe sny... on mnie obwinia za to wszytko... - chciałaś jeszcze mówić, jednak przerwałem kładąc Ci dłoń na policzku.
- Wiesz, że to nie twoja wina, nie możesz się obwiniać. - kiwnąłem przecząco głową spoglądając w Twoje oczy. - Oboje jesteśmy zmęczeni, prześpij się jeszcze trochę. - westchnąłem z lekkim uśmiechem z powrotem się kładąc. Oczy same mi się zamykały, byłem wykończony tą nocną walką z Tobą. Pierwszy raz czułem się tak słaby, ciało odmawiało mi posłuszeństwa, tak samo jak umysł, który również potrzebował odpoczynku.
- Przepraszam. - szepnęłaś cicho kładąc się obok.
- Za co? - udało mi się znaleźć siłę, by otworzyć jedno oko, które i tak ledwo widziało w egipskich ciemnościach, które panowały w pokoju.
- Za to, że pojawiłam się w twoim życiu. - odparłaś, a po głosie wiedziałem, że znów płaczesz.
- O czym ty mówisz? - w tej chwili byłem naprawdę zdezorientowany, nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.
- Gdybym nie jechała wtedy w tym cholernym pociągu nigdy byś mnie nie spotkał, nigdy byś się we mnie nie zakochał, nie zraniłabym cię, nie musiałbyś cierpieć. - mówiłaś jak w transie, nie przerywając. Łzy coraz szybciej spływały Ci po policzkach. - Marc, uwierz mi, nigdy, ale to nigdy nie chciałam cię skrzywdzić. - wybuchnęłaś płaczem ujmując moją twarz. Oparłaś swoje czoło o moje i starałaś się głęboko oddychać. Mimo, że ledwo Cię widziałem doskonale wiedziałem jak teraz wyglądasz, jak piękna jesteś nawet wtedy, kiedy płaczesz.
- Błagam, nie płacz. - jęknąłem żałośnie ściskając Twoje dłonie, które wciąż trzymałaś na mojej twarzy. Jedną z nich delikatnie zsunąłem i pocałowałem.
- Nie chciałam, żebyś tak cierpiał, uwierz mi, proszę... powiedz, że mi wierzysz. - mówiłaś jak najęta, cała dygotałaś.
- Oczywiście, że ci wierzę... - rzekłem starając się uśmiechnąć. Dopiero wtedy się uspokoiłaś. Biorąc głęboki oddech odsunęłaś się i usiadłaś. Zaczęłaś ocierać łzy i spięłaś włosy gumką, która leżała na stoliku. Nie mogłem znieść tej ciszy, tak bardzo mnie ona dobijała. W głowie wciąż odtwarzałem to, co się przed chwilą wydarzyło starając się wszystko zrozumieć. Z zamyśleń wyrwałaś mnie Ty kładąc się na mojej klatce piersiowej. Znów miałem Cię w ramionach, mogłem Cię przytulać... po prostu byłaś.
- Dobranoc... - szepnęłaś. Oddychałaś wolniej, nie trzęsłaś się, uspokajałaś się słuchając bicia mojego serca, aż w końcu zasnęłaś. Zrobiłem to samo.

Od autorki: Na początku, dedykuję ten rozdział mojej kochanej Minizie, której obiecałam coś w tym rozdziale, jednak muszę ją przeprosić: obiecuję, że pojawi się to w następnym! Mam nadzieję, że post się podoba, bo ja uroniłam nie jedną łezkę. Wiem, że jest bardzo, ale to bardzo krótki, jednak nie chciałam psuć tego klimatu i magii. Chciałabym również z całego podziękować za wszytskie komentarze, jesteście wspaniałe! <3 Pozdrawiam i do napisania, Laurel!
P.S. Zapraszam na prolog na una-obsesion.blogspot.com !



Obserwatorzy