poniedziałek, 20 stycznia 2014

rozdział 1: wydaje mi się, że jesteś Eric'iem

Pierwsze dni po śmierci Erica były jak sen...a raczej koszmar. Nagle przygotowania do ślubu zamieniły się i pogrzeb. Doskonale wiedziałem, że była to moja wina. Gdybym nie zapomniał tych cholernych obrączek nie musiałby nigdzie jechać, nie ruszałby się z kościoła, byłby wtedy razem z Tobą, a teraz bylibyście w podróży poślubnej.
Przez cały dzień chodziłaś jak w transie. Pakowałaś swoje rzeczy do walizki, potem razem z moją matką przygotowywałyście posiłki na stypę po pogrzebie. Wciąż do mnie nie docierało to, że Eric nie życie. Nie ma go. Byliśmy razem od zawsze. Razem graliśmy w piłkę, imprezowaliśmy, wdzieliśmy o sobie wszystko, a gdy byliśmy młodsi dzieliliśmy się nawet jednym cukierkiem. Eric był kimś więcej niż bratem - był częścią mnie. A teraz? Nie ma go i już nigdy nie będzie... świadomość tego tak bardzo bolała.
Nie mogłem zawiązać krawatu. Nie wiedziałem czy płaczę ze złości, bezsilności czy za tym, że Eric już nigdy go nie zawiąże, że nigdy nie ubierze garnituru, że nie puści oczka do odbicia w lustrze. Krzyknąłem ciągnąć krawat, chcąc nim rzucić... czułem się jak małe dziecko nie mogące wyswobodzić się z ubrania. Upadłem na podłogę pod ścianą chowając twarz w dłonie. Jeszcze nigdy nie czułem takiego bólu...bolało, tak cholernie bolało... chciałem się obudzić z tego koszmaru. Chciałem, żeby Eric był tutaj i śmiał się ze mnie, że uwierzyłem, że naprawdę go straciłem...
Zerwałem się na równe nogi i z całej siły kopnąłem w krzesło, które poleciało na sąsiednią ścianę. Uderzyłem pięścią w szafę chcąc, by ból fizyczny zastąpił to, co czułem właśnie teraz.
- Marc? - usłyszałem Twój cichutki głos, który był ukojeniem. Miałaś na sobie czarną, koronkową sukienkę. To przeze mnie musiałaś nosić ją, a nie białą suknię ślubną! Nie potrafiłem spojrzeć Ci w oczy. Odwróciłem się siadając na podłodze pod oknem. Chciałem stać się niewidzialny, zamknąć się w swoim własnym świecie...
Przykucnęłaś obok trzęsącymi dłońmi wiążąc mój krawat. Miałaś opuchnięte oczy, które zdradzały, że płakałaś.
- Też za nim tęsknię. - jęknęłaś starając się powstrzymać płacz, jednak nie zdołałaś. Po Twoich policzkach zaczął spływać strumień coraz cięższych łez, które połykałaś. W końcu nie wytrzymałaś. Nogi się pod Tobą ugięły i upadłaś obok zakrywając twarz dłońmi. Przytuliłem Cię, uważając to za naturalny odruch, lecz było to niewłaściwe. Chciałem, byś wypłakała się w moich ramionach, ale uciekłaś, zostawiając mnie. Znów czułem ten ból...
~*~
Podczas pogrzebu skrywałaś się w ramionach Swojej niedoszłej teściowej, a naszej matki...znaczy się... mojej. Cały czas płakałaś, a kiedy zaczęto zasypywać trumnę z ciałem Erica krzyknęłaś chcąc się wyswobodzić i skoczyć za nim, co prawie Ci się udało, ponieważ matka nie miała już siły. Zdążyłem złapać Cię przy samym skraju, lecz wciąż się szamotałaś.
- Nie! Puść mnie! - krzyczałaś krztusząc się słonymi łzami. Kiedy odeszliśmy na tyle daleko, bym mógł Cię puścić uderzyłaś mnie w klatkę piersiową. - Nie waż się mnie dotykać! Nigdy cię nie pokocham, uświadom to sobie! - syknęłaś na tyle głośno, by wszyscy zgromadzeni to usłyszeli. Wbiłaś mi tymi słowami nóż w plecy. W tym momencie byłem w stanie wybuchnąć po raz setny tego dnia płaczem, lecz zacisnąłem szczękę i odszedłem.
~*~
Siedzieliśmy całą rodziną przy stole jedząc obiad. Nikt nie odważył się wypowiedzieć nawet słowa. Czułem, że czegoś tu brakuje. A raczej kogoś. Eric powinien siedzieć tu. Właśnie teraz. Przy tym stole. Powinien cieszyć się obecnością całej rodziny. Nie mogłem przełknąć surówki, która dosłownie stanęła mi w gardle. Zakrywając usta chusteczką pobiegłem do kuchni. Dopiero tam wyplułem do niej jedzenie i wyrzuciłem do kosza. Miałem ochotę zwymiotować. Czułem ciężar na wszystkich narządach. Wtedy zdałem sobie sprawę z Twojej obecności. Sięgałaś właśnie na półkę po szklaną miskę.
- Daj, pomogę ci. - oznajmiłem.
- Nie, poradzę sobie. - odparłaś stając na palcach. Ledwo ją sięgnęłaś, a ja przez przypadek dotknąłem Twojej dłoni. Upuściłaś miskę, która rozpadła się na drobne kawałeczki. - Zobacz co zrobiłeś! - krzyknęłaś kucając by zacząć zbierać pozostałości naczynia.
- Przepraszam. - odrzekłem skruszony. - Pomogę ci.
- Nie! Zostaw! - warknęłaś. Wtedy zraniłaś się odłamkiem szkła, a z Twoich ust popłynął strumień przekleństw.Szybko znalazłem się przy Tobie z czystą ścierką, chcąc pomóc Ci wstać. Momentalnie zaczęłaś płakać. - Przepraszam. - szepnęłaś. Wstałaś i podeszłaś do zlewu, a ja zacząłem przemywać ranę. Spojrzałaś mi w oczy zagryzając wargę. - Kiedy mnie dotykasz, wydaje mi się, że jesteś Eric'iem. - oznajmiłaś pociągając nosem.
- Ale nim nie jestem. Nawet nie byliśmy podobni. - odrzekłem.
- Ależ byliście. Może nie fizycznie, ale zachowywaliście się tak samo... - lekko się uśmiechnęłaś.

Od autorki: Pierwszy rozdział za nami. Jest mi niezmiernie miło, że opowiadanie tak Wam się podoba. Muszę przyznać, że się popłakałam, gdy pisałam pierwszą część. Rozdziały nie będą długie, mniej więcej takie jak ten, ponieważ nie chcę ich psuć przez jakieś bezsensowne rzeczy. Proszę o szczere komentarze, to naprawdę motywuje! Zapraszam również na siódmy rozdział na resumen-de-la-vida. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

15 komentarzy:

  1. Izusia się popłakała :( Brak słów po prostu.. Tak cholernie szkoda mi Marca. Jej :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi Marca, a przede wszystkim Rose. Widać, że oboje ciężko znoszą myśl o śmierci bliskiej im osoby. Faktycznie dziewczyna troche za bardzo naskoczyła na Marca, ale ją rozumiem. Mam nadzieję, że za jakiś czas pogodzą się ze stratą i zaczną w miare normalnie funkcjonować.
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziwnym trafem dopiero teraz tutaj trafiłam.
    Początek jest tak bardzo wzruszający, a całe opowiadanie tak świetne, że dodaję do czytanych i z niecierpliwością czekam na kolejną część. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. to takie smutne. to co oni oboje muszą czuć, cholera, nie życzyłabym tego najgorszemu wrogowi. ta bezsilność i tęsknota... czekamy na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ajć! Atmosfera nie jest przyjemna! Rose i Eric będę musieli jakoś sobie poradzić z myślą, że tak ważna osoba w ich życia po prostu odeszła. Czas leczy rany! Zobaczymy, czy i w ich przypadku tak będzie. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejny blog, który zapowiada się nadzwyczaj ciekawie ♥
    Mam łzy w oczach pisząc ten komentarz, nie potrafię napisać coś sensownego, bo mnie po prostu zatkało.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Czas leczy rany i jakoś będzie musiała pogodzić się ze śmiercią Erica. Marc ma wyrzuty sumienia, ale to nie była jego wina. Równie dobrze jego brat mógł zginąć na przejściu pod domem, takie już jest życie.
    Rose ma przed sobą całe życie i jest przy niej Marc.
    Czekam na NN :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czuj się winna... Winna za to, że kładę się spać ze łzami w oczach!
    Wszystko jest tak opisane, że można się bez problemu wczuć w to co przeżywa Marc no i przy okazji poryczeć. Ale uwielbiam właśnie takie opowiadania ♡
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na drugi rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Sama niestety niedawno miałam okazję być na pogrzebie, więc wiem jak czuje się Rose, myślę, że czas aż tak szybko nie uleczy ran, ale od czego są przyjaciele? Rodzina?
    Trzeba żyć dalej, mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
    A co najważniejsze, że Marcowi uda się być szczęśliwym!
    Wysyłam masę buziaków i pozdrowień :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Wzruszyłam się czytając ten rozdział. Bardzo szkoda mi Marca i Rose, to co teraz muszą przeżywać to jakiś koszmar. Mam nadzieję, że pogodzą się ze śmiercią Erica.
    Buziaczki ;**

    OdpowiedzUsuń
  11. http://bo-ksiezniczka-jest-tylko-jedna.blogspot.com/ pojawił się prolog ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurde, jakie to smutne. Ehh, dziewczyna nie może się pozbierać po śmierci swojego prawie przyszłego męża,a Marc - ją kocha, i nie może nic zrobić.
    Ojojoj, czekam na ich dalsze losy! Mam nadzieję, że bardziej wesołe :-)

    PS. Założyłam blog o skokach narciarskich, ocenisz prolog?:*
    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny rozdział. Bardzo podoba mi się ta historia. Mam nadzieję, że oboje pozbierają się po tej stracie. Proszę o informowanie mnie o nowościach na GG: 8675263, lub na blogu: www.el--tiempo--de--ti.blogspot.com. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cholernie szkoda mi tej dwójki. To na pewno było straszne przeżycie dla nich i zdaję sobie sprawę jak mogą się teraz czuć. Na pewno prędko o tym nie zapomną ale życie toczy się dalej i oni we dwoje muszą nauczyć się dalej funkcjonować. Smutne to opowiadanie
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo wzruszający rozdział. Ale taki właśnie powinien być, bo to w końcu pogrzeb... ukochanego brata, syna i narzeczonego. Boże, nie wyobrażam siebie na miejscu Rose. To coś niesamowicie tragicznego stracić najbliższą osobę swojego serca... Marc stracił brata, Rose miłość... nie chciałabym, żeby szybko wylądowali razem bo to nie byłoby fair wobec Eric'a. no, ale... ;-)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy